Uwaga!

czwartek, 11 lipca 2013

Prolog.

          Słyszeliście może kiedyś powiedzenie "z nieba, do piekła"? To coś jak "z deszczu pod rynnę", lecz brzmi ładniej i oznacza coś gorszego. Gdy z deszczu wpadniesz pod rynnę, będziesz po prostu mokry. A kiedy z nieba, nagle znajdziesz się w piekle, gdzie istnieje tylko nienawiść, jak się poczujesz? Samotny, zagubiony. Tak właśnie czuli się tam oni.
          Są rzeczy, o których wie się od samego początku. Lecz są również i takie, które przychodzą do nas z czasem. O pewnych sprawach wolelibyśmy nigdy nie wiedzieć, jednak ta wiedza jest niezbędna do dalszego funkcjonowania. Przychodzi ona sama, mimo iż nikt jej nie prosił. Czasami trudno z tą wiedzą żyć. Boimy się opowiedzieć o czymś innym, nawet najbliższym. Nikt nie lubi współczucia, prawda? Sami często nie wiemy co jest prawdą, co przypuszczeniami, a co całkowitymi wymysłami naszej wyobraźni, nastawionej na tak różne próby. Są sprawy, które ranią nas tak, że nie da się już nic naprawić. Lecz są i te, które musimy przyjąć bez żadnego "ale".
         
          Krew spływała swobodnie po nieruchomo spuszczonej w dół ręce, opadając z cichutkim odgłosem na białe kafelki i rozpływając się po nich. Dziewczynę obudził dopiero huk niezmiernie głośno otwieranych drzwi i uderzenie nimi o ścianę. Wrócił. Ponownie zaczęła wykręcać swoje ręce, aby tylko uwolnić się z więzów, jednak było to bezskuteczne. Zastanawiała się, kogo przywiózł tym razem. 
- Witaj, kochanie. Jesteś gotowa na kolejną rundę naszej gry? - spytał tym swoim obleśnym głosem, podchodząc do niej i przejeżdżając kciukiem po jej gładkim policzku. Momentalnie odwróciła głowę w drugą stronę, zaciskając mocno zęby. Gdyby napluła mu teraz w twarz, byłoby źle. 
- To nie jest żadna gra, rozumiesz? Ty jesteś psycholem! - krzyknęła rozpaczliwie, zaczynając kopać nogami. Lecz te również były przywiązane do metalowego łóżka. Było to łóżko, na którym powinno trzymać się zmarłych w prosektorium. I tak zazwyczaj było. Ale nie przy nim... - Kogo teraz masz? I co zrobiłeś z tamtymi wszystkimi ludźmi? Nie wypowiedziałam tych słów ani razu, wiesz, że obiecałeś. Takie są... reguły. I dlaczego jeszcze w ogóle jestem cała? - pytała, podnosząc na niego swój wzrok. 
          Ona trafiła tutaj pierwsza. Z niewiadomych jej przyczyn, to jej pragnął najbardziej. Była elementem całej układanki. Tak się o niej wyrażał. A ją obrzydzało to jeszcze bardziej. W przeciągu trzech dni uratowała życie ośmiu osobom, mogąc przy tym stracić swoje. Ale tak się nie działo. Dlaczego? Nie miała pojęcia. Przecież za każdym razem gdy mówiła, że nie pozwala mu ich zabić, ona otrzymywała rany. Cięcia, ukłucia, uderzenia. Mimo tego wyglądała i czuła się jeszcze dobrze. Dość szybko przekonała się, że ma dla niego duże znaczenie i nie zabije jej. Przynajmniej nie na razie. Dlatego wykorzystywała to jak mogła.
          "Czerwona Róża" - miejsce, w którym wszystko zaczęło się ponad dziesięć lat temu. Ponoć historia lubi się powtarzać. Tym razem nie było wyjątku. Rose doskonale wiedziała jak ważna jest. Ona i Harry. Przecież już raz przeszli dokładnie to samo. Wygrali tę grę. Pokonali ją miłością do siebie. A teraz? Gdzie teraz jest Harry? Rose chciała, aby był bezpieczny. Dlatego dobrowolnie poszła z tym psychopatą. Bo przysiągł, że niczego mu nie zrobi. Że nawet go nie tknie. Jednak już chwilę później Dee przekonała się jak bardzo była naiwna. Widząc kto znajduje się na drugim łóżku, które dopiero co zostało przywiezione przez Colliera, poderwała się do góry, po czym momentalnie uderzyła ciałem w metal, zapominając o tym, że jest przywiązana.
- Obiecałeś, kretynie! Obiecałeś, że go nie dotkniesz! Harry! Obudź się, słońce. Harry! - krzyczała, czując palące łzy w oczach. Mężczyzna widząc jej reakcję zaśmiał się pod nosem i klasnął w dłonie, niczym dziecko. Małe chore psychicznie dziecko.
- Teraz cię złamię - stwierdził uradowany, po czym uderzył w policzek bruneta, tak, aby tamten się obudził. Harry nie wiedząc co się dzieje otworzył oczy i zaczął nerwowo rozglądać się dookoła i szarpać nadgarstki.
- Rosie? Nic ci nie jest, kochanie? Boże... masz krew na szyi. Co on ci zrobił? - pytał przerażony, nie odrywając od niej swojego wzroku.
- Nic mi nie jest. I tobie też nie będzie, obiecuję. Wyciągnę nas z tego jak dziesięć lat temu, obiecuję - mruknęła, tak, aby Collier nie usłyszał, po czym posłała mu wymuszony uśmiech, chcąc dodać jakoś otuchy.
          Wysoki mężczyzna wrócił, zdejmując z głowy beret i odkładając go na bok. Wziął do ręki skalpel, po czym delikatnie przyłożył go do policzka chłopaka i spojrzał na Rosalie, która w tym momencie wstrzymała oddech.
- Znasz zasady, kochasiu. Pozwolisz mi na to, czy nie? - spytał, pochylając się nad zielonookim. Chłopak musiał najpierw przetrawić to, co usłyszał, po czym gwałtownie zaprzeczył ruchem głowy. Collier westchnął i przyłożył skalpel do zarysu szczęki Styles'a. Przejechał, a pod narzędziem pojawiła się krew.
- Nie! Nie rób mu krzywdy! - krzyczała czerwonowłosa, za wszelką cenę usiłując poderwać się do góry i wyrwać skalpel z dłoni Colliera. Harry tylko zacisnął zęby, oraz powieki. Wiedział, że nie może pozwolić, aby mężczyzna zabił Rose. Nigdy by tego nie zrobił. A o to mu chodziło. O pozwolenie. Wtedy on mógłby żyć. Lecz to nie było tego warte.
          Gdy Henry skończył z Harrym, podszedł do niej i uniósł jej koszulkę do góry, odsłaniając jej brzuch, który podnosił się i opadał w nierównym tempie, gdyż oddech dziewczyny był przyspieszony do granic możliwości. Kręciła się na miejscu, nie wiedząc co ten chory człowiek ma zamiar jej teraz zrobić. Po chwili wziął do ręki grubą, długą igłę i zaczął jeździć nią po jej ciele. Styles z uwagą wodził wzrokiem za narzędziem, jakby wierzył w to, że może jakoś zapobiec temu, co miało stać się za chwilę.
- To jak? Wiesz, że nie chcę tego robić...
- Więc nie rób.
- ...wystarczy, że powiesz te dwa słowa - dokończył Collier, zatrzymując igłę na jej pępku. - No, słucham.
- Pieprz się, kretynie - powiedziała stanowczym głosem, a on wtedy wbił igłę w jej ciało, sprawiając, że do jej oczu napłynęły łzy. Zagryzła dolną wargę, aby nie zacząć krzyczeć. Sprawiłaby mu tym satysfakcję, a tego nie chciała. Igła wjeżdżała coraz głębiej, aż w końcu Harry zaczął krzyczeć, aby powiedziała te cholerne słowa. - Nigdy, nigdy, nigdy - powtarzała niczym mantrę, która miała ją uratować, ale to nic nie dało.
- Wystarczy, że pozwolisz mi go zabić. To tyle - mruknął Collier, przyglądając jej się.
- Harry, następnym razem każ mu mnie zabić. Co by się nie działo, zrób to. Kocham cię...

_______________________________________

Witajcie. Taki tam prolog. Nie jest najlepszy, wiem o tym. Kto oglądał horror "Blizna" wie o co chodzi. Mam nadzieję, że komukolwiek się spodoba.